Jak jest?
wtorek, 21 marca 2017
piątek, 23 grudnia 2016
Świąteczna depresja pierogowa
Z okazji świąt wszelakich mam w zwyczaju jeździć na mój rodzinny koniec świata. Do domu jeżdżę mniej więcej 4 razy w roku, więc wszyscy cieszą się na mój widok, a czasami nawet udaje mi się zgarnąć tytuł najlepszego dziecka. To poważny konkurs w którym głównym jurorem jest Babcia, a wyniki są całkiem przypadkowe, zależne od jej aktualnego humoru. Im dłużej mnie nie ma, tym częściej zdobywam koronę niesprawiedliwych. Można więc stwierdzić, że się opłaca.
W tym roku postanowiłam skorzystać z okazji ostatniego studenckiego wolnego i przyjechałam wcześniej pomagać organizować świąteczny pierdolnik. Jak na chujową panią domu przystało rozsypałam do nagrzanego piekarnika cynamon i cieszyłam się zapachem świąt. Jak wiadomo mam rozmach, posypało się za dużo, więc udawałam przed sąsiadami, że dzielnie lepię pierniki. Z tak wspaniałej okazji postanowiłam napisać za co kocham święta.
piątek, 18 listopada 2016
zniknąć na jeden dzień.
Wracając ze szkoły, w której się duszę, korzystam z komunikacji publicznej. Zakładam słuchawki, otwieram książkę - robię wszystko żeby się odizolować i jakoś przeżyć te 45 minut, kiedy jestem zmuszona tolerować oddech obcej osoby na moim karku. Droga na uczelnię zajmuje mi około godziny, kalkulując to dwie dziennie, tygodniowo dziesięć, przez 4 lata studiów pewnie dużo. Wchodzę do szkoły. Słucham poparańców, którzy myślą, że moje życie zaczyna się i kończy w czterech ścianach. Niby autorytet, niby mądry, niby profesor, a tak mało życiowy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)