piątek, 23 grudnia 2016

Świąteczna depresja pierogowa

Z okazji świąt wszelakich mam w zwyczaju jeździć na mój rodzinny koniec świata. Do domu jeżdżę mniej więcej 4 razy w roku, więc wszyscy cieszą się na mój widok, a czasami nawet udaje mi się  zgarnąć tytuł najlepszego dziecka. To poważny konkurs w którym głównym jurorem jest Babcia, a wyniki są całkiem przypadkowe, zależne od jej aktualnego humoru. Im dłużej mnie nie ma,  tym częściej zdobywam koronę niesprawiedliwych. Można więc stwierdzić, że się opłaca. 

W tym roku postanowiłam skorzystać z okazji ostatniego studenckiego wolnego i przyjechałam wcześniej pomagać organizować świąteczny pierdolnik. Jak na chujową panią domu przystało rozsypałam do nagrzanego piekarnika cynamon i cieszyłam się zapachem świąt. Jak wiadomo mam rozmach, posypało się za dużo, więc udawałam przed sąsiadami, że dzielnie lepię pierniki. Z tak wspaniałej okazji postanowiłam napisać za co kocham święta.