niedziela, 7 lutego 2016

Presja rodzenia

Wstaję rano. Przede mną wizja kilkugodzinnej podróży i totalnego obżarstwa. Wracam na wieś. Moja miejscowość liczy sobie według cioci wiki około 22 tysiące osób. Nie jest źle. Jednak przy każdorazowym powrocie zostaję uświadomiona ze strony rodziny, że nie młodnieję, a moja macica się marnuje. Ja - jak na kobietę przystało - powinnam wynająć ją na 9 miesięcy pasożytowi, by ród miał ciągłość. Tak, niezwłocznie zbliżająca się 5 rocznica 18 urodzin zobowiązuje. To nic, że nie mam pracy, instynktu, czy ogólnie rzecz biorąc ochoty. Wnuczka sąsiadki babci została ciężarówką, więc mi też wypada. 

Ostatnio natknęłam się na obrazek w internecie, który tłumaczył fenomen kobiecego okresu. Mianowicie podobno są to krwawe łzy macicy, która płacze za macierzyństwem. Common. Mogłabym płakać nad losem moich lekko otyłych, przyszłych kotów, istotą problemów globalnych (w tym miejscu chciałabym zauważyć: jestem inżynierem), albo stanem swojego konta w tym miesiącu. Swoją przyszłość wizualizuję jako korpobitch biorącą kąpiel w hajsie, która wolny czas spędza na realizowaniu swoich chorych pasji. Niestety nic mi z kąta nie kwili, że głodno i zmień pieluszkę. Moje koty dostaną kuwetę, a do szamy będą turlać się same. 

1. Faceci mają łatwiej

Posadź drzewo, zbuduj dom i machnij syna. Serio? Jakoś żaden z moich braci przy Wigilijnym stole nie jest męczony, że ziemia pod budowę domu jeszcze nie kupiona.
-"A kiedy przywieziesz nam tu jakiegoś kawalera do pooglądania?
-Babciu, w internecie są takie strony z kawalerami do oglądania, że nam tu wszystkim razem czasu nie starczy."
Im należy się wyszaleć, zanim wybiorą tą jedną, jedyną. A drzewo? No problem, Babcia sama zasadzi. Poza tym, zawsze odnoszę wrażenie, że to kobieta w takiej sytuacji jest na przegranej pozycji. Jakoś ciężko jest w piątym miesiącu stwierdzić, że przerasta mnie sytuacja, nie jestem gotowa i ogólnie to odchodzę. Nie umniejszam tu płci męskiej, zapewne nie każdy facet by tak postąpił. Zazdroszczę możliwości. Jakby nie patrzeć - panowie mają taką opcję. Poza tym, to przecież zawsze decyzja kobiety, bo przecież ciało i jej. Brawo za jaja, panowie.

2. Instynkt

Na widok pacholęcia nie miękną mi kolana i nie mam ochoty wąchać jego główki. W supermarketach zazwyczaj dieta sama rozwiązuje swój problem, bo w dziale ze słodyczami wrzeszczącej dzieciarni najwięcej. W komunikacji miejskiej, kiedy jakiś małolat koniecznie chce pokazać swoją duszę artystyczną i o 7 rano śpiewać piosenki o dobrym chlebku wcale się nie uśmiecham. Zazwyczaj próbuję zmienić miejsce. Nie widzę siebie w roli matki. Nie chciałabym komuś zniszczyć życia. No chyba, że to facet - sam się świadomie w to pakuje. W zasadzie to dobrze mu tak.
Żartuję, przecież jestem samym szczęściem w kotach płynącym.
Nie umniejszam tu kobietom, które mają macierzyństwo we krwi, a maluch to ich spełnienie marzeń. Po prostu nasza Utopia ma kompletnie inny wymiar. Tylko ich fantazje są przyjmowane z większym aplauzem niż moje.

3. Środki

Otrzymałam tytuł inżyniera. W swojej szalonej ambicji idę po magistra. Jeśli znajdą się naiwniacy - doktoratu nie odmówię. Chwilowo moje doświadczenie zawodowe ogranicza się do półrocznego pobytu w administracji publicznej. Oczywiście za darmo - trzeba mierzyć wysoko. Mam wrażenie, że większość pracodawców na taki staż wesoło się roześmieje i poklepie mnie po główce życząc udanej zabawy w piaskownicy. Generalnie ujmując - aktualne mrzonki o szansie na pracę, dzięki której będę mogła nacierać się esencją wyciśniętą z wypłaty są równie sensowne, jak idea 500 zł na dziecko. Pomimo presji - użyj swojej macicy - nie widzę szans na utrzymanie dziecka. Mimo wszystko uważam, że koty są szybsze i bardziej waleczne jeśli chodzi o pokarm, a miska niestety jedna.

Jeszcze raz pragnę podkreślić, że zostałam inżynierem. Równomiernie zaznaczam, że nie obrażam matek obecnych i przyszłych. Najnormalniej w świecie się do tego nie nadaję. Nie rozumiem kampanii społecznych propagujących macierzyństwo. Kobiety które tego pragną, zapewne ostatecznie spełnią swoje marzenie. Nie widzę sensu w zachęcaniu osób mojego pokroju do szerzenia destrukcji wśród innych. I tak codziennie, małymi krokami spełniam ideę uprzykrzania życia innym. Po co dodatkowo tworzyć nowego człowieka, skoro już istniejącym nie jest lekko? 

Nie doceniam obecnych kanonów dojrzałości i stateczności. Dla mnie największym zobowiązaniem jest wspólna decyzja o posiadaniu psa. Człowieka zawsze można zostawić, ciężko przewidzieć jak potoczy się los. Pies zawsze będzie się cieszył na Twój widok, nigdy nie zrozumie odejścia, nie będziesz też organizować z nim weekendowych wypadów po rozwodzie. Decydując się na wspólnego psa deklarujesz swoją wytrwałość, cierpliwość i miłość drugiej osobie. Oczywiście w każdym, indywidualnym przypadku ten pies ma inną postać. Moją intencją jest zaznaczenie, że owy pies nie zawsze musi być dzieckiem lub ślubem. 

Chciałam zakończyć wpis porywającym okrzykiem - "Wyrzuć macicę na ulicę!" - jednak ograniczę się, do równie sensownego życzenia - znajdź swojego psa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz