poniedziałek, 1 lutego 2016

Przywiąż się do drzewa!

Kiedy ktoś zadawał pytanie (najczęściej własna rodzina): Co ty tak właściwie studiujesz? Zawsze dumnie odpowiadałam Inżynierię, następnie coś bulgotałam, zawiązywałam buta, albo biegłam w poszukiwaniu kotów do karmienia. Mój przyszły kot (na jego poczet posiadam już kubek z kotem i parasolem, oraz zawsze odwiedzam dział dla futrzastych w TK-Maxx) będzie nazywał się Kotlet. Pół kot - pół kotlet. Na matkę miauczeć nie będzie. 

Studiuję, albo warto również przypomnieć, że uzyskałam tytuł inżyniera, na kierunku Inżynieria Ekologiczna. Nie, nie przykuwam się do drzewa. Nie, nie będę walczyć o żabki, bo są małe i słodkie. Jem zapewne więcej mięsa, niż przeciętny dzik z siłowni. Bezdomne zwierzęta oczywiście bym ratowała, ale to ze względu na złote serce, a nie kierunek studiów. Nie jestem jeżdżącą na rowerze wegetarianką. Gdzie sens? Jak żyć? Dziś obalam mity.

1. Nigdy nie pójdę na protest

Common. Mam wrażenie, że przykuwanie się do drzew jest dla ignorantów, którzy ulegli informacjom z komentarzy na onecie. Możliwe, że pochodzę z małej miejscowości, gdzie osiedlową mafię stanowi Pani Grażynka spod trójki (szanuję) i to u niej możesz sobie przegrać krzywym spojrzeniem. Jednak mimo wszystko uważam, że podstawowa wiedza, którą nawet przyswoiłam, tworzy dużo lepsze rozwiązania. Nie widzę siebie jako walecznej Gracji w worku jutowym, byleby walczyć o idee, o których nie mam pojęcia. Zdaję sobie sprawę z bezsensu takich poczynań, Można walczyć na poziomie. W szpilach z czerwoną podeszwą. Jestem tylko człowiekiem. 

2. Obowiązek ekologa

Klimat się zmienia. Te zdanie zapewne dobrze zna i pamięta ponad połowa osób z mojego roku. To nie jest opinia. To fakt. Czy zacznę z tej okazji zbierać wodę w deszczownicy i odsączać ją przez skarpetkę? Nie sądzę. Jednak zawsze wszystkie butelki po winie wyrzucam do pojemnika ze szkłem (tak, nie pijam wina z kartonu), a zęby myję przy zakręconym uprzednio kranie. Człowiek przez prawie 4 lata nasłucha się, że głód na świecie i brak wody pitnej, aż w końcu drobne czynności wchodzą w krew. Wydaje mi się, że przy aktualnej dostępności informacji i ogólnej świadomości nie jest to jakiś heroiczny wyczyn. Ja dzięki temu czuję się lepiej, jakby pewien profesor zwany przez nas Dziadkiem głaskał mnie po głowie i mówił, że Ziemia dziękuje. Nie sądzę, żeby tak proste i codzienne czynności były kierowane wykształceniem. Tak, wiem, wino, codziennie, hehe. 

3. Znajdź swoją drogę

Kiedy mówię o ekologii, każdy ma jakieś konkretne wyobrażenie, zapominając jak rozległe zagadnienia obejmuje. Mogę walczyć ze zwolennikami naturalnych futer. mięsożercami, wariatami, którzy chcą nam wyciąć Puszczę, idiotami od żabek i autostrad, męczyć fabryki (smog, Kraków, bądź na bieżąco), hejtować samochody, ratować drzewa, badać ścieki, kontrolować wysypiska. Świat przede mną otworem stoi! Brudnym, nieokrzesanym, jednak chyba najważniejsze, że widzę w tym sens. Od tego właśnie jest młodość - żeby kompletnie się zapomnieć w jakiejś idei i właśnie nią nazwać jakiś okres swojego życia. 

Za kilka lat, pracując w jakiejś korpo i za główne osiągnięcie pracy mając wymianę suszarek do rąk na papierowe ręczniki, mam nadzieję, że z łezką w oku przypomnę sobie ten wpis. Może kiedyś zgorzknieję i uznam to wszystko za naiwność młodości. Chwilowo roję sobie, że to o czym wiem, co chciałabym zmienić ma znaczenie. To poczucie misyjności i celowości sprawiło, że dla dobra środowiska kolejną butelkę po winie wyrzucę do odpowiedniego kontenera. 

A pisząc kompletnie poważnie - ludziom, którzy nie widzą sensu w zagadnieniach środowiskowych polecam wycieczkę do pierwszego lepszego wysypiska śmieci. Niezapomniane zapachy i przeżycia. Warto zadbać o komfort życia na poziomie użytkownika, bo przecież wszystko ma znaczenie. Przynajmniej wciąż żyje w tym przekonaniu. Ja i moje koty. Przyszłe.

Miau!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz